Tymczasem jak pisze Janusz Schwertner, gość mojego Temat psychiatrii dziecięcej jest bardzo niszowy, wydawało by się, że dotyczy promila społeczeństwa. Podcast Miłość w Czasach Zarazy | Temat psychiatrii dziecięcej jest bardzo niszowy, wydawało by się, że dotyczy promila społeczeństwa. Kapituła Nagrody im. Dariusza Fikusa 2021 nagrodziła Janusza Schwertnera za dziennikarstwo najwyższej próby za tekst „Miłość w czasach zarazy”. W gronie finalistów prestiżowej Nagrody im. Dariusza Fikusa znaleźli się także dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz oraz Jacek Harłukowicz z „Gazety Wyborczej”. Darii Czulcowej i Kaciarynie Andrejewej z telewizji Biełsat przyznano Nagrodę Specjalną. „Miłość w czasach zarazy” Janusza Schwertnera to opowieść o dwóch chłopcach, którzy trafili na podwarszawski oddział psychiatrii dziecięcej. Jeden z nich – Wiktor – popełnił samobójstwo w kwietniu 2019 r. Wcześniej padł ofiarą prześladowania rówieśniczego i transfobii. Mimo myśli samobójczych, kilkukrotnie nie został przyjęty na oddział szpitalny. Dziennikarz Onetu przedstawiając historię chłopców opisał przy okazji fatalny stan polskiej psychiatrii dziecięcej. Za tekst „Miłość w czasach zarazy” Janusz Schwertner otrzymał także nagrodę w kategorii „Reportaż” w tegorocznej edycji European Press Prize, a także nagrodę Grand Press. Finalistą tegorocznej Nagrody im. Dariusza Fikusa został także z-ca redaktora naczelnego Onetu Andrzej Stankiewicz za tekst pt. „Koronawirusowi szulerzy z rządu. W starciu z zarazą polskie państwo skapitulowało„. Wcześniej za ten materiał został także nominowany do nagrody Grand Press w kategorii „Publicystyka”. Nagroda im. Dariusza Fikusa 2021 jest kolejnym ważnym wyróżnieniem dla dziennikarza Onetu. W ubiegłym roku otrzymała ją Magdalena Gałczyńska z Onetu za cykl artykułów „Farma trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości”. Nagroda im. Dariusza Fikusa przyznawana jest od lat za „dziennikarstwo najwyższej próby”, a laureata wyłania kapituła złożona z dziennikarzy i redaktorów największych polskich mediów. Konkurs organizuje Press Club. Ideą Nagrody im. Dariusza Fikusa jest zachowanie w pamięci społeczeństwa i środowiska dziennikarskiego spuścizny Patrona nagrody, który sam będąc znakomitym dziennikarzem, wiele lat poświęcił konsolidacji tej grupy zawodowej, zajmował się pomocą dla represjonowanych dziennikarzy, organizował podziemie dziennikarskie w latach stanu wojennego a po jego zakończeniu – walczył o wolność słowa. Był jednym ze współtwórców Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Związku Kontroli Dystrybucji Prasy oraz kilku ważnych tytułów prasowych. Recenzje filmu Miłość w czasach zarazy (2007) - Film "Miłość w czasach zarazy" to ekranizacja jednej z najlepszych powieści Gabriela Garcíi Márqueza. Film jest opowieścią o Schwertner wypowiedział się również na temat przejęcia Polska Press przez Orlen. - Stało się to, o czym wszyscy mówiliśmy. Spółka Skarbu Państwa przejmuje prywatne media. Mamy scenariusz, który realizuje się na Węgrzech. Przeraża mnie to, czego chcą dzisiaj rządzący politycy w Polsce. Chcą post-PRL-u. Gdyby rynek na to pozwolił, to obecna władza chciałaby przejąć wszystkie media - powiedział dziennikarz Onetu. Schwertner: wierzę i kocham dziennikarstwo, ale nie wierzę w media kupowane przez partię polityczną Janusz Schwertner został doceniony przez jury Grand Press 2020 za reportaż "Miłość w czasach zarazy". To opowieść o dwóch chłopcach, którzy trafili na oddział psychiatrii dziecięcej. Jeden z nich – Wiktor – popełnił samobójstwo w kwietniu 2019 r. Wcześniej padł ofiarą prześladowania rówieśniczego, homofobii i aż trzykrotnie nie został przyjęty na oddział, pomimo myśli i prób samobójczych. Dziennikarz Onetu Janusz Schwertner opisał fatalny stan psychiatrii dziecięcej w Polsce. Grand Press 2020. Dziennikarz Roku Janusz Schwertner oraz Andrzej Stankiewicz znaleźli się w gronie pięciu najlepszych dziennikarzy 2020 r. Zostali wybrani głosami poszczególnych redakcji. Poniżej pełna klasyfikacja Dziennikarza Roku 2020. Dariusz Rosiak (podcast "Raport o stanie świata") - 93 punkty Janusz Schwertner (Onet) - 47 punktów Andrzej Stankiewicz (Onet) - 41 punktów Sciapan Puciła (Nexta) - 33 punkty Marcin Gutowski (TVN24) - 32 punkty Warto zaznaczyć, że dziennikarze Onetu byli nominowani w kilku kategoriach: Emilia Padoł w kategorii Wywiad za tekst pt. "Mirosław Tryczyk: mówię przepraszam, ale nie za siebie — za dziadka". Kategoria ta jednak została wycofana. Janusz Schwertner - Reportaż telewizyjny/wideo - za "Krwawy biznes futerkowców" Prowadzący program "Onet Rano." Tomasz Sekielski został nominowany wraz ze swoim bratem Markiem w kategorii reportaż telewizyjny/wideo za głośny dokument "Zabawa w chowanego" Patryk Motyka, Janusz Schwertner, Daniel Olczykowski, Dawid Serafin (Onet) oraz Michał Bachowski i Paweł Korzeniowski (Noizz) - dziennikarstwo specjalistyczne - reportaż multimedialny "Wysychamy" Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści (wk)
Miłość w czasach zarazy, napisana przez Gabriela Garcię Marqueza z ogromną czułością, humorem i wyrozumiałością, to niezwykła powieść o miłości, która okazuje się silniejsza od samotności, od fatum i od śmierci. Jest to historia uczucia niewydarzonego bękarta i poety Florentino Arizy oraz trzeźwej,
PROLOG – I ostatnie pytanie: czy myślała pani o tym, że może pani jeszcze pogorszyć sytuację chorych?– Tak, często zadawałam sobie pytanie: „I co, teraz odchodzę, odwracam się i te dzieci już mnie nie obchodzą?”. Jednak nie widziałam innego pani doktor kończy długi wywiad, którego właśnie udzieliła. Janusz Schwertner, dziennikarz dziękuje, wyłącza dyktafon i wychodzi. Właściwie już przy drzwiach słyszy słowa, które będą go prześladowały przez następne miesiące.– A wie pan, czasami, nie tak rzadko, zdarza się w Polsce podczas leczenia psychiatrycznego dzieci, że pracownicy oddziałów wykorzystują seksualnie młode dziewczyny. Ot, niedawno w szpitalu w Józefowie był przypadek nastolatki wykorzystywanej w ten sposób przez wiele dni. Ale niestety bardzo trudno znaleźć dowody, bo w tym stanie pobudzenia psychicznego u pacjentek często pojawia się także pobudzenie seksualne i te młode dziewczyny same pragną tego seksu. Nie, nie jest łatwo do tych przypadków dotrzeć. Ale może panu się uda? Niech pan próbuje. To jeszcze jeden element tej fatalnej układanki, jaką jest stan psychiatrii dziecięcej w Polsce...*Bardzo szybko, gdy dociera się tu i ówdzie, okazuje się, że w środowisku – pacjentów i lekarzy – jest znany co najmniej jeden przykład seksualnego wykorzystywania młodej pacjentki przez pielęgniarza. Przypadek tej, nazwijmy ją Anną X, jest jednak bardzo trudny do opisania, bo choć pielęgniarza wyrzucono z pracy (były tylko poszlaki i podejrzenia), to sama dziewczyna nie tylko nie chce mówić o naturze ich relacji, ale w dodatku go przed kilkoma miesiącami żaden z autorów piszących tę książkę nie miał pojęcia o tym, że istnieje jakikolwiek problem związany z psychiatrią, dziećmi, młodzieżą i samobójstwami. Zaczęło się trochę Schwertner kilka lat wcześniej pisał materiał o świecie przestępczym. Jednym z bohaterów miał być Sławomir Opala, kultowy gliniarz, pierwowzór policjanta Despero z filmu Pitbull. Ostatni pies. Gliniarz, który po kolejnych życiowych upadkach, w 2015 roku, w dniu święta policji, popełnił dziennikarz niuchał. Wtedy rozmawiał z wieloletnią przyjaciółką policjanta Kasią. Kiedyś nawet w jakimś sensie reprezentowała go w kontaktach z mediami. I to ona, jego informatorka, najpierw zawzięcie dyskutowała z nim o mafii, policji i trupach, a potem nagle po kilku latach niespodziewanie sama poprosiła go o spotkanie. Chciała opowiedzieć o swojej przyjaciółce, matce chłopca, który ma problemy psychiczne i trafił na oddział psychiatrii dziecięcej.– Ten oddział to bagno jak w jakimś bantustanie sprzed półwieku! – mówi. – A znajduje się nie w Trzecim Świecie, tylko w Józefowie pod Warszawą. Dodaje, że przyjaciółka zrobiła tam potajemnie zdjęcia. Że ona, Kasia, sama jest mamą i jest przerażona tym, co zobaczyła. Ale że ma do dziennikarza zaufanie, to uważa, że i on powinien te zdjęcia zobaczyć.– Bo trzeba coś z tym zrobić, no nie? Dziennikarz zobaczy więc fotografie zrobione ukradkiem w Józefowie w czasie następnego spotkania. Ujrzy na nich ścianę pomazaną krwią z rysunkami męskich genitaliów i napisami: „Nie chce mi się żyć”, „Jebać życie” i wieloma innymi równie optymistycznymi. Dziennikarz przyznaje kobiecie rację – rzeczywiście, aż trudno uwierzyć, że tak to wygląda. Ale że sam nie miał pojęcia o psychiatrii dziecięcej, więc poprosił o spotkanie z przyjaciółką tak poznał Agnieszkę, trzydziestoparoletnią kobietę, już mocno zmęczoną życiem. Kiedy rozmawiała z dziennikarzem, cały czas zerkała na telefon, bo jej syn Kacper żył wtedy w ciągłym po pobycie w te zdjęcia to ona zrobiła. Po kryjomu. Wtedy po raz pierwszy pojawiła się ze swoim synem na oddziale psychiatrii dziecięcej. Kacper, jako ofiara prześladowania rówieśniczego i homofobii w szkole, regularnie się okaleczał i myślał o samobójstwie. Wtedy spędziła tam półtora miesiąca, odwiedzając go codziennie. Była zszokowana tym, co zobaczyła. W każdym wymiarze. Począwszy od tego, jak zachowuje się personel. Przez to, jak wygląda ośrodek – ściany, łóżka, meble. Aż po sytuację z wyżywieniem. Ta ostatnia sprawa zrobiła na niej szczególnie przejmujące wrażenie. Najpierw zauważyła, że Kacper nie chciał nic jeść na tym oddziale, bo jedzenie było obrzydliwe. Później zauważyła, że wszyscy jego koledzy z oddziału też nic nie jedli. Ba, że niektórzy głodowali tam nie po to, by się buntować, ale po prostu nie byli w stanie nic przełknąć. Stare bułki, spleśniały chleb, na którym namazano odrobinę masła. Jakieś ochłapy wędliny. Było tak, jak w opisujących tę sytuację artykułach, że więźniowie w zakładach karnych mają lepsze wyżywienie niż pacjenci w na koniec Agnieszka spostrzegła, że choć przywozi dziecku bardzo dużo jedzenia, wszystko znika niemal natychmiast. Warto dodać, że na psychiatrię dziecięcą często trafiają dzieci z rodzin patologicznych, biednych, które nawet nie są regularnie odwiedzane przez rodziców, a już na pewno nie stać tych rodzin na dożywianie dzieci. Ją akurat było stać, więc robiła to codziennie. Lecz wtedy się zorientowała, że Kacper żywi cały oddział. Nie, Agnieszka nie miała o to tylko wzmogło jej przerażenie: taki szpital w Polsce w XXI wieku?! Wiedziała, jak wygląda służba zdrowia, ale po raz pierwszy zetknęła się z najgorszą jej wersją – psychiatrią dziecięcą. A jednocześnie jej syn leżał w szpitalu i przechodził najgorszy okres – regularnych myśli więc dziwnego, że to był taki etap, kiedy ciągle się zamartwiała. Ba, kiedy mówiła o tym, aż się trzęsła ze słuchając pani Agnieszki, można było być przerażonym. Lecz kiedy Schwertnerowi wydawało się, że usłyszał i zobaczył (na zdjęciach) historie najgorsze z najgorszych, Agnieszka nagle powiedziała: – Aż trudno to sobie wyobrazić, ale jest jeszcze jedna, gorsza historia... I tak oto popłynęła opowieść o czternastoletnim Wiktorze – chłopaku, który urodził się dziewczynką, który był przyjacielem Kacpra i który kilka miesięcy wcześniej rzucił się pod metro. Historia nierozerwalnie z Kacprem związana. To wtedy Janusz Schwertner podejmuje decyzję, że choćby nie wiem co, musi tę sprawę opisać. I to nie tylko historię Kacpra, od którego zaczął się ten temat, ale też Wiktora. Wie także, że w tle obu spraw tli się nie tylko permanentna choroba polskiej służby zdrowia, nie tylko zapaść państwa, które nie reaguje, ale i kontekst społeczny, a nawet – lat dwadzieścia osiem, nigdy nie odnajdywał w sobie homofobii, może czasami w głupich żartach. Ale też nigdy mu ta tematyka nie była jakoś szczególnie bliska. Dopiero to, co zaczęli uprawiać politycy i władza, atakując uchodźców, skojarzyło mu się z prześladowaniem słabszych i wszystkich tych grup, które są w dzisiejszych czasach szczególnie atakowane. Być może odstręczało go od homofobii również i to, że z domu wyniósł obowiązek stawania zawsze po stronie chce opisać historię Kacpra i Wiktora, wierząc, że przy okazji uda mu się pokazać cały splot fatalnych okoliczności, z którymi zderza się młodzież zmagająca się z problemami psychicznymi oraz jej rodzice. Jednak bliscy Wiktora, zwłaszcza jego mama Justyna, przez długi czas nie będą chcieli tej sprawy poruszać: wszystko bolało, poza tym były kwestie prawne, ślimaczące się śledztwo w prokuraturze, walka o odszkodowanie...To blokowało temat. Tymczasem dziennikarz siłą rzeczy wsiąka w te sam dotychczas sporadycznie dostrzegał homofobię w życiu publicznym i w mediach. Owszem, znał z mediów kilka przypadków tragedii ludzi zaszczutych z powodu swojej orientacji seksualnej. Nie był specjalistą w tej dziedzinie – tak jak i dzisiaj nie jest. Lecz właśnie wtedy w Polsce wybucha wściekły atak Kościoła i prawicy na osoby LGBT, ze słynnymi słowami arcybiskupa Jędraszewskiego o tęczowej zarazie. Dziennikarz akurat pisze o tym tekst. I wówczas układa sobie w głowie fakty: jeśli przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku trwa w Polsce nagonka na osoby LGBT, to nie może to nie pociągnąć za sobą tragicznych skutków. I tak dotarł do statystyk Kampanii Przeciw Homofobii. Mówią one – spokojnie i na zimno, jak to liczby – że większość nastolatków LGBT w Polsce ma za sobą myśli samobójcze. Ale najmocniej przemawiały historie bliskich znajomych. Schwertner wspomina:– Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie historia mojego dobrego kolegi, który do trzydziestego piątego roku życia ukrywał, że jest gejem. W dodatku, żeby się maskować, grał totalnego kobieciarza. Chwalił się tym non stop. Zawsze zagadywał mnie o to, licytował się i tworzył listy dziewczyn, które chciał zaciągnąć do wyrka, i mnóstwo o tym mówił, tworzył taki swój wizerunek. Spotykał się z moją koleżanką. Był najweselszym, najfajniejszym człowiekiem na świecie i nagle zaczęło się z nim dziać coś dziwnego – wszyscy to zauważyli. Poszedł w narkotyki i w dziwne, ryzykowne pomysły. Na przykład? „Przejdę przez kontrolę na lotnisku z tabletką ecstasy”. Potem wsadzał sobie ją do majtek i przechodził. Słowem: zaczęły go kręcić takie sytuacje, które mogły mu zniszczyć całe życie. Wyglądało na to, że jeszcze chwila i albo się zaćpa, albo popełni kiedy już nic go nie mogło nakręcić, wyrzucił z siebie, że jest gejem. To było mocne, bo pochodził z tradycyjnej rodziny z konserwatywnego województwa świętokrzyskiego. Wychowywała go mama, również bardzo konserwatywna, a on był bardzo emocjonalnie z nią związany, wiele pomagał, ale i przeraźliwie bał się jej krytyki. I tego, czy się go nie wyrzeknie. Więc gdy zdobył się na odwagę, a kosztowało go to bardzo wiele, mama nie przyjęła tego ani życzliwie, ani nieżyczliwie. Raczej chłodno, można powiedzieć. Kazała mu iść do księdza, bo jego opinia była dla niej poszedł do księdza. I tu pojawia się wreszcie optymistyczny akcent, bo ksiądz zareagował bardzo spokojnie: „No i co z tego, co w związku z tym? Mam porozmawiać z twoją matką? Jakbyś potrzebował kiedyś pomocy, to jestem do dyspozycji. Jak nie, spokojnie przyjmuję to do wiadomości”. Po tym coming oucie, kiedy usłyszałem, jak trzydziestopięcioletni facet przez dwadzieścia lat życia męczył się tylko dlatego, że w tym społeczeństwie bał się przyznać przed własną matką do orientacji seksualnej, a wokół ci idioci, różni duchowni czy politycy, igrają z życiem trzynasto-, czternastolatków, dużo słabszych psychicznie, to pomyślałem, że coś trzeba przesądziło. Po czasie Janusz sam pojechał do Józefowa. Próbował porozmawiać z lekarzami. Kontakt był jednak bardzo utrudniony. Nie ma co się dziwić: jeśli nie może się do nich dostać rodzic, który ma dziecko z problemami psychicznymi, jeśli nawet na takim poziomie są kłopoty, by się z nimi jakoś komunikować, to na jakie przeszkody może natrafić dziennikarz, który chce opisać jakąś niefajną historię. Wreszcie udało mu się porozmawiać z pracownicą oddziału młodzieżowego. I? Ujmijmy to elegancko: wymieniono argumenty, a każda ze stron pozostała przy swoim w sprawie Wiktora też zachodzi zmiana. Po kilkunastu miesiącach bezskutecznego użerania się z bezdusznym państwem i jego systemem prawno-społecznym rodzina nie uzyskała praktycznie niczego. W końcu jednak doradca rodziny zorientował się, że bez mediów sprawa nie ruszy do przodu, więc dał zielone lutego 2020 roku na głównej stronie portalu ukazuje się Miłość w czasach do zakupu pełnej wersji książki Miłość w czasach zarazy - Autor: Gabriel Garcia Marquez - Wydawnictwo: Muza - Rok wydania: 2008 - Rodzaj okładki: Miękka
16:12 Wersja do druku fot. Piotr Nykowski „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” wg Janusza Schwertnera w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Przemek Gulda na swoim koncie opowiadający o dwóch mocno zazębiających się kwestiach: zapaści polskiej psychiatrii dziecięcej i trudnej sytuacji osób nieheteronormatywnych. To bolesna w swym naturaliźmie, podbitym znaczącą scenografią, rekonstrukcja życia na dziecięcym oddziale zamkniętym, a finał to wesele w ludowym stylu i odtworzenie urzędowego aktu zaślubin. Spektakl poszerza granice teatru, bada jego performatywny wymiar w sensie społecznym. Obsada wypada znakomicie, przechodząc od szpitalnego marazmu do weselnej euforii. TEATR: Janusz Schwertner, Spartakus. Miłość w czasach zarazy, reż. Jakub Skrzywanek, Teatr Współczesny, Szczecin

- Jest tylko jeden klucz - miłość, ale to była miłość w czasach zarazy. Ta bezradność i to doświadczenie, że nic ode mnie nie zależy, są bardzo cenne, bo pozbawiły mnie iluzji, że

Samobójczą śmierć 14-letniego Wiktora opisał Janusz Schwertner w swoim reportażu „Miłość w czasach zarazy”. Jako, że nastolatek był osobą transpłciową, polityk Ruchu Narodowego, Robert Winnicki oświadczył, że z pewnością zawiniła „ideologia LBGT”. Wstrząsający reportaż Janusza Schwertnera „Miłość w czasach zarazy” to historia o polskim państwie, które przyczyniło się do samobójstwa 14-letniego chłopca. Opowieść o Wiktorze pokazuje, że słowa mają ogromną moc. Brak tolerancji popycha niektórych do samobójstwa. Tam właśnie było w przypadku nastolatka. Zupełnie opacznie przekaz zrozumiał Robert Winnicki, który uważa, że to właśnie LGBT przyczyniło się do śmierci chłopaka: Niestety, statystyki mówiące o tym, że aż 70% nastolatków doświadczających zaburzeń tożsamości płciowej myśli o samobójstwie, mogą być bliskie prawdy. Winę za te dramaty ponosi przede wszystkim sącząca się z internetu, z mediów, filmów, seriali i książek ideologia LGBT Za samobójstwa odpowiedzialne jest LGBT, czy nietolerancyjni ludzie? Redaktor Schwertner chciał pokazać, że brak akceptacji jest czynnikiem, który popycha młode osoby do ostateczności. Całkowite odosobnenie i brak zrozumienia wzmacnia poczucie inności osób z odmiennością płciową. Według polityka Winnickiego samobójstwa to wina „ideologii LGBT”: To właśnie ona zamiast naturalnych, stabilnych wzorców oferuje delikatnej psychice dojrzewającego płciowo człowieka seksualną jazdę bez trzymanki i wywraca jego tożsamość. Musimy tę prawdę przypominać niezależnie od bełkotu poprawności politycznej, która chce nasze dzieci i młodzież oddać na pastwę groźnej patologii. Przeprosi za te słowa? Źródła:
Alfred Hitchcock Przedstawia - komplet 64 tomy. A Jednak Żyje (1,2,3) Ace Ventura 1 i 2. Afera naszyjnikowa - Lektor PL. AGENT 007 - James Bond (wszystkie części) Akademia Prawa Jazdy 2013 (CD1- CD2 ) Al Pacino. Aminata - Siła Miłości.

— Dla mnie najważniejszy jest przekaz, że każdy ma prawo do miłości i nikt nie może mu tego prawa odbierać — mówi Jakub Skrzywanek, dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego w Szczecinie i reżyser sztuki "Spartakus. Miłość w czasach zarazy" To inspirowany reportażem Janusza Schwertnera z Onetu spektakl opowiadający historię dwóch nastoletnich chłopców, którzy zderzyli się z homofobią, fatalnym stanem psychiatrii dziecięcej w Polsce i obojętnością lekarzy — Chciałbym, żebyśmy rozmawiali ze sobą o tym, że obecnie w Polsce nawet kilkanaście tysięcy nastolatków do 18. roku życia próbuje popełnić samobójstwo. Jesteśmy drugim krajem w Unii Europejskiej pod względem liczby prób samobójczych i samobójstw — mówi Skrzywanek — Finałem naszego spektaklu jest inscenizowana ceremonia ślubna par nieheteronormatywnych, czyli to, do czego w Polsce nie mają oficjalnie prawa. To nie są aktorzy, ale prawdziwe pary, które chciałyby móc zalegalizować swój związek. W Polsce jednak tego zrobić nie mogą — mówi reżyser Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu Alicja Wirwicka, Onet: Przed nami "Spartakus. Miłość w czasach zarazy". Sztuka, która powstała na podstawie reportaży Janusza Schwertnera, które ukazały się w Onecie. Tu mamy całą gamę problemów do pokazania: od hejtu i homofobii, przez problemy psychiatrii dziecięcej, aż po politykę. To historia dwóch chłopców, którzy zderzyli się za każdym z tych problemów. I ich matek, które próbowały lub próbują ich ratować. Przeczytaj reportaż Janusza Schwertnera "Miłość w czasach zarazy" Jakub Skrzywanek, dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego w Szczecinie: Ten pomysł rodził się etapami. Najpierw, kiedy prowadziłem warsztaty z młodzieżą w Krakowie. Były to osoby, które na co dzień mieszkały w młodzieżowym ośrodku szkolno-wychowawczym. To oni opowiedzieli mi o swoich pobytach na oddziałach psychiatrii dziecięcej w Polsce. To były wstrząsające opowieści, które bardzo dużo mówiły o stanie psychiatrii dziecięcej w Polsce. Ta młodzież pochodziła z trudnych domów, właściwie nie miała zbytnio dokąd wrócić. Była więc przerzucana niczym piłka pingpongowa między MOW-ami, oddziałami psychiatrii dziecięcej i innymi ośrodkami. Dla mnie to była przejmująca opowieść osób, które dopiero wkraczają w dorosłość, a ostatnie lata spędziły właściwie tylko i wyłącznie w takich miejscach. Rok później przeczytałem "Miłość w czasach zarazy" Janusza Schwertnera, który był wstrząsający. Ale ucieszyłem się, że ktoś jeszcze interesuje się tym tematem. Skontaktowałem się z Januszem i opowiedziałem mu historii moich aktorek z Krakowa. Na podstawie jego rozmów z dziewczynami powstał kolejny reportaż "Piżamki", który opowiadał o systemie kar w ośrodku leczenia nerwic w Garwolinie. Jakub Skrzywanek Reportaż Janusza to opowieść o dwóch chłopcach, którzy padli ofiarami bezduszności systemu. Brak miejsc w oddziałach psychiatrycznych, lekceważący stosunek lekarzy. Jeden z nich poleca 14-letniemu Wiktorowi przed decyzją o zmianie płci, spróbować "pieszczot z facetem". To trudny temat do pokazania na scenie. Tak, ale myślę, że to ważne, by tworzyć teatr otwarty na widza. To nie jest teatr, którego widzowie powinni się bać. On mówi o ważnych sprawach w konkretny sposób. Tu nie chodzi o to, by dać się wciągnąć w spory polityków, tylko o to, by mówić o konkretnych osobach i ich problemach. Chciałbym, żebyśmy rozmawiali ze sobą o tym, że obecnie w Polsce nawet kilkanaście tysięcy nastolatków do 18. roku życia próbuje popełnić samobójstwo. Wytyczne WHO mówią jasno, że oficjalną liczbę samobójstw możemy mnożyć przez 10 i wówczas uzyskujemy liczbę prób samobójczych w danym kraju. To daje te kilkanaście tysięcy rocznie w Polsce. Jesteśmy drugim krajem w Unii Europejskiej pod względem liczby prób samobójczych i samobójstw. Ostatni rok to wzrost liczby prób samobójczych o 77 proc., gdzie w niektórych regionach Polski zanotowano wzrost o nawet 358 proc. więcej niż do wcześniejszych analogicznych okresów. Przeczytaj reportaż Alicji Wirwickiej "Przemoc w szkole. Nie każ mi iść" W ostatnich latach trzeba było zmienić skalę, bo samobójstwa w Polsce zaczynają popełniać dzieci od siódmego roku życia. Takie rzeczy wcześniej się nie działy. Teraz jesteśmy w momencie, w którym są właściwie mordowani – biorąc pod uwagę przyczyny samobójstw – nastolatkowie. Tylko że nie zabija ich konkretna osoba, ale wiele różnych czynników. Gdyby te osoby były mordowane w parkach przez seryjnych morderców, to nie rozmawialibyśmy obecnie o niczym innym. Ale oni giną w zaciszach swoich domów, szkół, skacząc z dachów. A my milczymy. Dlatego dla mnie tak ważne jest to, by odłożyć te wszystkie polityczne brednie na bok i powiedzieć wprost, że tracimy być może najważniejsze osoby, które są blisko nas. "Chciałaby spojrzeć w oczy panu Dudzie, Czarnkowi i Jędraszewskiemu" Przy tej sztuce pracował cały sztab ludzi. To nie tylko aktorzy i zespół Teatru Współczesnego. To także ogromny zespół konsultantów. W mojej głowie coraz częściej pojawia się koncepcja teatru, który słucha. Chciałbym, żeby taki był Teatr Współczesny w Szczecinie. Myślę, że już dawno zużył się mit reżysera-demiurga, który wie wszystko. Teatr powinien zacząć być traktowany jako miejsce, w którym słucha się każdego. Do "Miłości w czasach zarazy" została powołana grupa ekspercka, która liczy niemal 40 osób. To ewenement w skali kraju. Powołaliśmy sztab ludzi, z którymi rozmawialiśmy przez wiele miesięcy przed powstaniem spektaklu. Zaczęliśmy od matek, bo ten spektakl – tak jak reportaż Janusza Schwertnera – wychodzi od matek. Ich opowieść, także w reportażu Janusza jest wstrząsająca. To obraz kobiet, które bardzo chcą pomóc swoim dzieciom, ale w obecnym systemie niewiele mogą zrobić. Tak i one się w tym spektaklu pojawią, bo jego częścią jest film i rozmowa z matkami. Chciałem uciec od tego, co w przestrzeni politycznej jest bardzo łatwe. Politycy mówią o jakiejś ideologii, o jakiejś grupie. Uciekają w ogólniki. Ja chce, by widz zobaczył te matki, które borykają się – razem ze swoimi dziećmi – z problemem psychiatrii dziecięcej w Polsce. Chcę, by spojrzeli w oczy matce, która straciła swoje dziecko w wyniku samobójstwa. W obu przypadkach są to matki osób "tęczowych". Tam pada jedno bardzo ważne zdanie. Cieszę się, że ono pada. Jedna z matek mówi wprost o tym, że chciałaby spojrzeć w oczy panu Dudzie, Czarnkowi i Jędraszewskiemu. Chciałaby, żeby to wszystko, co mówią na temat osób LGBT w Polsce, powtórzyli jej prosto w twarz. Żeby powiedzieli jej to, mając świadomość, że jej dziecko jako osoba "tęczowa" codziennie borykając się z gigantycznie rozpędzoną od 2015 r. homofobią, musi się mierzyć z dyskryminacją krzyżową, która jest jednym z największych powodów kryzysu psychiatrii dziecięcej w Polsce. Ona nawet nie chce im nic powiedzieć. "To nie jest tak, że pan Duda, Jędraszewski czy Czarnek czegoś nie wiedzą. Oni doskonale wiedzą, co robią. Tylko ich zupełnie nie obchodzi, że w wyniku ich słów, narracji, za chwilę kolejny nastolatek popełni samobójstwo" – to słowa jednej z matek podczas spektaklu. Osobiście bardzo się cieszę, że wybrzmiały. Przeczytaj reportaż Janusza Schwertnera "Piżamki" To bardzo mocno postawiony zarzut tego spektaklu. Te osoby muszą zacząć brać odpowiedzialność za swoje słowa i czyny. Zarzut w spektaklu jest bardzo jasno postawiony: to te wykluczające narracje, prowadzące do agresji i nienawiści, są współodpowiedzialne śmierci setek "tęczowych" polskich dzieci. To zarzut jedne z matek, ale też środowisk LGBTQ+, z którym współpracowaliśmy przy tworzeniu spektaklu i chcę, żeby był usłyszany i żeby te osoby musiały się z tym skonfrontować. Foto: Materiały prasowe Plakat spektaklu "Miłość w czasach zarazy" "W wyniku politycznej gry cierpią konkretni ludzie" Mam wrażenie, że wywołacie niemały skandal. A ten skandal nie dzieje się już od 2015 r.? Budowanie figury "innego", "wroga" jest czymś, co jest nagminną narracją budowaną przez część środowiska politycznego. Tylko zapominamy o tym, że w wyniku tej politycznej gry cierpią konkretni ludzie. Nie tylko osoby LGBT. Cierpią też wykluczane osoby z niepełnosprawnościami, czy osoby uchodźcze. Część z nich wciąż nie jest wpuszczana do Polski. W Polsce mamy do czynienia z rasizmem uchodźczym. Wciąż na granicy polsko-białoruskiej są osoby, które są elementem gry politycznej. To stało się naszą codziennością. Zacznijmy o tym rozmawiać wprost. Tu ważna jest również rola dziennikarzy i Janusz Schwertner się w nią idealnie wpisuje. W reportażu Janusza prokurator Jerzy Mierzejewski przyznaje wprost, że za śmierć Wiktora nie mógł nikt odpowiedzieć, choć winni są wszyscy. Dorośli, lekarze, stan psychiatrii, państwo polskie. Za homofobie też się w Polsce nie ściga. Rolą teatru jest pokazanie ludzkiej strony tego dramatu. Nie mam czasu i ochoty – zresztą uważam, że to bezcelowe – wchodzić w spór z polskimi politykami. Nie chcę się dawać też w to wciągnąć, bo dla nich celem jest po prostu ugranie pewnego kapitału. Ważne jest jednak dla mnie to, żeby społeczeństwu pokazać, że to nie jest retoryka polityczna, tylko konkretne osoby. Osoby, które nie są w stanie się podnieść po tym, co słyszą i w jaki sposób jest to powiedziane. To jest naszym celem. Z jednej strony mówi pan, że nie chce wchodzić w dyskusje z politykami. Z drugiej musi się pan raczej spodziewać, że jeśli pojawią się konkretne oskarżenia z konkretnymi nazwiskami, to odpowiedź też się pojawi. I z pewnością nie będzie delikatna. Nigdy nie widziałem w polskiej telewizji, by któryś z polityków tak mocno sprzeciwiających się LGBT, miał na tyle odwagi, by usiąść w jednym studiu z matką osoby LGBT, która popełniła samobójstwo. Poznałem kilka tych matek i myślę, że naprawdę są takie, które są gotowe w tym studiu usiąść z politykiem i zmierzyć się na argumenty. Bardzo chciałby zobaczyć taką debatę. Bardzo na to czekam. Przeczytaj reportaż Marty Glanc "Pozostawieni" Bo to nie chodzi o jakąś ideologię. Nie. Dla mnie to bardzo ważne, by budować na scenie sytuacje, które są realne. To są historie konkretnych osób. Chcę, by widz miał poczucie, że wchodzi do przestrzeni, która odzwierciedla to, czym zajmowaliśmy się przez wiele miesięcy. Dlatego do naszego zespołu eksperckiego powołaliśmy także psychiatrki i pielęgniarki, które znają dokładnie całą specyfikę takich miejsc. W tym zespole pojawiają się też osoby, które mają przełamać przedstawianą przez polityków historię o polaryzacji społecznej. Więc poza stowarzyszeniami osób LGBT są także panie z koła gospodyń wiejskich? Tak. Chciałem, by pokazać obraz tej tzw. drugiej strony. Bardzo nie chciałem z kolei pokazywać w spektaklu śmierci, w tym śmierci Wiktora – bohatera reportażu Janusza Schwertnera. Dla mnie ważne jest to, by nie pokazywać, że te osoby (hejterzy – dop. red.) wygrały. Do tego jest bardzo daleko. Siła osób LGBT w Polsce i ich rodziców jest tak duża, że nie uda się ich tak szybko zamknąć do szafy. Przed chwilą powiedziała pani o mocnym odzewie, który może się pojawić ze strony polityków prawicy. Ja myślę z kolei, że to jest ostatni moment, w którym mogą się zatrzymać i pomyśleć o tym, jakie mechanizmy w ostatnim czasie uruchamiali. Pora powiedzieć stop. Teatr jest miejscem do tego. Pora zakończyć sztucznie produkowane spory. Finałem naszego spektaklu jest inscenizowana ceremonia ślubna par nieheteronormatywnych, czyli to, do czego w Polsce nie mają oficjalnie prawa. To nie są aktorzy, ale prawdziwe pary, które chciałyby móc zalegalizować swój związek. W Polsce jednak tego zrobić nie mogą. Czyli wy dajecie im jakąś namiastkę tej ceremonii? Dla mnie najważniejszy jest przekaz, że każdy ma prawo do miłości i nikt nie może mu tego prawa odbierać. W dodatku – co jest piękne w tym wszystkim – robimy to przy współpracy właśnie Koła Gospodyń Wiejskich w Stobnie. Te panie, wspólnie z osobami LGBT, tworzyły specjalne wiejskie ołtarze dożynkowe. To scenografie ślubów, które będą się u nas odbywać. Dla mnie to idealne zaprzeczenie tego, co mówi część polityków, którzy mówią, że trzeba chronić polską tradycję i polską wieś przed "tęczową zarazą". A ja widzę panią w wieku 70 lat, która razem z osobą transseksualną tworzy z kwiatów i bibuły ołtarz dożynkowy, rozmawiając przy okazji o najlepszych sposobach na nakładanie podkładu. Dla mnie tutaj jest rzeczywistość. Widzę naszą społeczną realność. Te spory to tak naprawdę część kapitału politycznego, Bardzo cynicznego kapitału politycznego. Jeśli będziemy mu ulegać, to za chwilę możemy skończyć tak, jak nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy. Patrząc na repertuar Teatru Współczesnego od chwili objęcia przez pana stanowiska dyrektora artystycznego, można odnieść wrażenie, że lubi pan prowokować. Pierwszą premierą była – w czasie procedowania "lex Czarnek" — "Edukacja seksualna" w reżyserii Michała Buszewicza. Edukacja seksualna to hit naszego sezonu. I to nie tylko dlatego, że publiczność pokochała ten spektakl. Myślę, że to całkowity ewenement w skali kraju. To spektakl, który nie bał się wyjść naprzeciw pewnym potrzebom dzieci, młodzieży i ich rodziców. To opowieść o relacyjności, uczuciach związanych z naszą seksualnością. Jesteśmy dziś w sytuacji, w której młodzież nie ma pola do rozmowy na ten temat, a teatr stał się taką przestrzenią. To bardzo mnie cieszy. Jednak tu nie chodzi tylko o samą sztukę. Stworzyliśmy też ofertę bezpłatnych warsztatów z edukacji seksualnej dla nauczycieli, rodziców i młodzieży. Za każdym razem miejsca dla chętnych znikają bardzo szybko. Bardzo chciałbym budować w Szczecinie właśnie taki teatr. Teatr inkluzywny, ale zarazem otwarty na społeczeństwo i jego potrzeby. Teatr, który się nie boi pewnych tematów trudnych społecznie. Foto: Piotr Nykowski / Materiały prasowe Edukacja Seksualna w Teatrze Współczesnym w Szczecinie Użył pan słów "nie boi". Myślę, że to bardzo istotne sformułowanie, bo edukacja seksualna młodzieży – powiedzmy sobie to szczerze – nie jest czymś, czego pragną politycy. Zwłaszcza rządzący. Oczywiście, że tak. Ale uważam, że teatr powinien być miejscem debaty i ja taki teatr chcę tworzyć. Lubię myśleć o teatrze jako o przestrzeni, która tworzy czasem, może dla niektórych niepokojący, ale uzdrawiający ferment, dzięki któremu możemy zdetabuizować pewne tematy. Myślę też, że Szczecin jest chyba jedynym miejscem, w którym taka sztuka, jak Edukacja Seksualna, mogła mieć premierę bez żadnej awantury przed drzwiami. Tutaj nikt nie protestował. Nie. Myślę, że miało to też związek z tym, że tuż po premierze runął kuriozalny projekt "Lex Czarnek" i to chyba był już sygnał dla polityków partii rządzącej, że sami zabrnęli za daleko w formułowaniu niedorzecznych praw. To było też chwilę po szarży kurator Nowak przeciwko "Dziadom" Mai Kleczewskiej. Myślę, że oni już się tak bardzo skompromitowali, że otwieranie kolejnego podobnego frontu byłoby dla nich kolejną klęską i oni doskonale o tym wiedzieli. A sam spektakl okazał się sukcesem. Tak i to jest nasze zwycięstwo. Kiedy tworzyliśmy Edukację seksualną cały czas trwało procedowanie "lex Czarnek". Ciągle słyszeliśmy, że żadna grupa zorganizowana nie przyjdzie na spektakl, że szkoły będą się bały. Ja sam się tego bałem, ale jednocześnie byliśmy bardzo konsekwentni w naszych działaniach. Spektakl o relacjach i uczuciach, a z drugiej strony warsztaty z edukacji seksualnej prowadzone w teatrze przez psycholożkę, seksuolożkę i pedagożkę. To był nasz cel. A teraz największym sukcesem jest to, że na ten spektakl przychodzą rodzice. Że wprost domagają się od dyrekcji i nauczycieli, by klasy ich dzieci przychodziły na Edukację Seksualną. Oni wiedzą, że dziś jest to fundamentalne. Brak przestrzeni do takiej edukacji to jeden z najważniejszych problemów nastolatków w Polsce. Chyba większość rodziców nie chciałaby, by taką edukację seksualną zapewniał internet. To ogromny problem. Wskazują na to badania ekspertów, z którymi współpracowaliśmy. Wynika z nich, że ok. 70 proc. młodzieży wiedzę o swojej seksualności i tożsamości seksualnej czerpie – uwaga – z memów. To oznacza, że jesteśmy w bardzo niebezpiecznym punkcie. Odebranie edukacji seksualnej młodzieży powoduje, że ci młodzi ludzie podejmują decyzje, bazując, chociażby na tych memach. Nie są ich w pełni świadomi. Uważam, że to prawdziwa katastrofa społeczna. Foto: Piotr Nykowski / Materiały prasowe Edukacja Seksualna w Teatrze Współczesnym w Szczecinie Jesteśmy w podobnym wieku, więc zapytam: jak wyglądała pańska edukacja seksualna w szkole? Mam wrażenie, że za naszych czasów również jej nie było. Ja miałem wychowanie do życia w rodzinie. W gruncie rzeczy, mimo że te lekcje prowadzone były przez katechetkę, to ich poziom dość przyzwoity. O ile dobrze pamiętam, dostawaliśmy wtedy informacje dotyczące podstawowych zasad higieny, masturbacji czy antykoncepcji. Te zajęcia nie były idealne czy wystarczające, jednak przełamywały pewne tabu. Ale nie ma też co ukrywać. Nasze pokolenie było tym, które seksualność poznawało głównie, oglądając filmy pornograficzne w internecie. To też jest dramat, ponieważ ucząc o tak czułej i wrażliwej strefie w przestrzeni, która jest tak pełna przemocy i przekroczeń, doprowadzamy do tego, że w domach Polek i Polaków dochodzi do aktów przemocowych, z którymi nie do końca umiemy sobie poradzić. Dopiero od kilku lat tak naprawdę mówimy głośno o przemocy seksualnej wewnątrz związków.

. 108 430 390 289 462 292 77 109

miłość w czasach zarazy janusz schwertner